dlaczego nie rozmawiamy o okresie?
biologia to życie,  dla nauczyciela,  motywacja

Dlaczego nie rozmawiamy o okresie?

Okres dotyka jakąś połowę ludzkości przez większość (lub przynajmniej dużą część) życia. Kontakty seksualne między ludźmi są przyczyną naszego istnienia. Budowa i funkcjonowanie układu rozrodczego człowieka są ujęte w podstawie programowej już od podstawówki. Wiemy, że brak edukacji seksualnej jest przyczyną chorób, niechcianych ciąż i życiowych dramatów – nie tylko wśród młodzieży. A mimo wszystko (sic!) nie rozmawiamy, mamy obawy przed edukowaniem, omijamy temat. Dlaczego? Dlaczego nie rozmawiamy o okresie?

Na jednej z fejsbukowych grup dla nauczycieli kiedyś przeczytałam post osoby uczącej w podstawówce. Mianowicie pytała o sposoby na szybkie “przemknięcie” przez układ rozrodczy. Twierdziła, że dzieci w tym wieku nie są dojrzałe na tyle, żeby o “tych sprawach” rozmawiać, więc chce błyskawicznie odhaczyć teorię i puścić dzieciakom film. Nie wiem, czy byłam bardziej zdumiona czy przerażona tym, co przeczytałam. Dlaczego? 

Po pierwsze: każdy może rozmawiać.

Dzieci (nawet te sporo młodsze) mogą rozmawiać o narządach płciowych i dojrzewaniu – nie ma progu wiekowego, które gwarantuje dojrzałość rozmówcy w tej czy innej kwestii (dla przykładu, wspomniana nauczycielka do takiej rozmowy dojrzała nie była). To nie jest tak, że po zdmuchnięciu odpowiedniej liczby świeczek na torcie, na człowieka spłynie oświecenie, dojrzałość i gotowość do rozmów na temat antykoncepcji, menstruacji czy budowy układu rozrodczego płci przeciwnej. Oczywiście, inaczej rozmawiamy z przedszkolakiem, inaczej z licealistą – ale taka rozmowa jest ważna i niezbędna.

Po drugie: sami robimy z tabu tabu

Taki sposób prowadzenia zajęć utrwala w uczniach przekonanie, że ich ciało (bo chcemy czy nie, ale czwartoklasiści też mają układy rozrodcze, serio!) może być tematem tabu, czymś o czym nie trzeba wiedzieć ani mówić, najlepiej obejrzeć film w milczeniu i rozejść się do domu. Czy naprawdę to chcemy przekazać młodym ludziom, którym za chwilę zaczną buzować hormony? Przykład idzie z góry: jeśli nauczyciel się wstydzi, to jakim cudem uczeń ma mieć otwartą głowę? 

 

Po trzecie: ten zawód to wielka odpowiedzialność

Chcemy, żeby młodzi ludzie mieli świadomość swojego ciała. Chcemy, żeby stawali się odpowiedzialni, potrafili mówić o swoich obawach. Żeby w razie zaniepokojenia swoim stanem zdrowia poszli do lekarza, a nie ukrywali coś, bo nie potrafią o tym mówić. Żeby wiedzieli, jak zadbać o swoje zdrowie i bezpieczeństwo. No to proszę Państwa: od chcenia nic się nie zmienia. Jednocześnie bawi mnie i przeraża przerzucanie odpowiedzialności za edukację seksualną między rodzicami a szkołą. Może zamiast kartkówki z listków zarodkowych poświęćmy 5 minut więcej na rozmowę. Pokażemy wtedy swoją postawą, że da się inaczej, można lepiej, a tabu to bzdura. Ogólnie to wiecie, nikt nie mówił że będzie łatwo. Zawodu nauczyciela nie wybiera się raczej dla oszałamiających zarobków (no umówmy się).

 

Nie szukajmy problemów tam, gdzie ich nie ma.

Zdaję sobie sprawę, że różnie się pracuje z różnymi grupami wiekowymi. Ale mam też świadomość tego, że młodsi (ale nie tylko!) uczniowie, na stres związany z poruszaniem trudnych tematów reagują śmiechem. I to jest całkiem normalne! To ich mechanizm obronny, który ma ukryć wstyd i skrępowanie. Nie ma sensu się na to oburzać, przecież to takie ludzkie. Warto natomiast pomóc ten wstyd oswoić i nauczyć rozmawiać, pokazać że to temat jak każdy inny, nie ma się czego bać. Poza tym, to nauczyciel jest dorosły i powinien dźwigać to, że pracuje z niedojrzałymi młodymi ludźmi, którzy do tej niedojrzałości mają święte prawo. I między innymi na tym polega ten zawód: żeby wiedzieć, jak mimo buzujących hormonów, niedojrzałości i innych mankamentów wieku niedorosłego trafić do tych ludzi z wiedzą i sprawić, żeby coś z zajęć zapamiętali.

Ja na każdych zajęciach z układu rozrodczego (a prowadzę zajęcia indywidualne i grupowe – o zgrozo, koedukacyjne!) na wstępie mówię, że można się śmiać i rumienić, ale trzeba ze mną rozmawiać. Tłumaczę, że jeśli ktoś tak reaguje na ten temat to dlatego, że w pewien sposób broni się przed skrępowaniem, i że to nic złego, to jest ok. Po pierwszych kilku minutach lekkiego skrępowania większość uczniów się rozkręca, zadaje ciekawe pytania, analizuje i słucha.

Zawsze zadaję każdemu 3 kluczowe pytania:

  • ile dni ma przeciętny cykl miesiączkowy?
  • kiedy wypada pierwszy dzień cyklu
  • skąd tak naprawdę bierze się okres? (czym wywołane jest krwawienie)

I początkowo niewiele osób na te pytania odpowiada poprawnie. Pojawia się konsternacja, że to przecież takie podstawy, a tu nie wiadomo co powiedzieć. Ale nikt nie wychodzi z moich zajęć nie umiejąc tego dokładnie wytłumaczyć. Co więcej: moja szarańcza po zajęciach edukuje znajomych!

Badania terenowe

Ciekawa rzecz: moja uczennica opowiedziała mi, że w wakacje podczas pracy przeprowadziła eksperyment wśród swoich współpracowników. Zadawała im powyższe pytania, które zapamiętała z moich zajęć. Wyniki? Mniej niż 30% odpowiedziało prawidłowo na przynajmniej 2 z 3 pytań. Większość pytanych osób stanowiły kobiety.

Po pierwsze, jestem dumna zarówno z badawczych zapędów mojej szarańczy, jak i odwagi w poruszaniu tematów uznawanych za trudne i uświadamianiu otoczenia.

Po drugie: ten wynik (mniej niż 30%) zupełnie nie dziwi. Jest smutny i zatrważający, ale dość przewidywalny. No bo jak tu zrozumieć, jak funkcjonuje ciało połowy ludzkiej populacji, skoro wszystko, co się z nim wiąże traktujemy jak tabu?

 

Rozmawiajmy z uczniami. Oni nie gryzą. Może warto im pokazać, że my też nie 😉

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *